wciąż jest topowym napastnikiem, Tottenham to kucyk, a Leicester City złapało zadyszkę. Co jeszcze wiemy po dziesiątej kolejce Premier League? Oto dziesięć wniosków.
Nie ma Wilfreda Zahy, nie ma punktów.Przed meczem z Newcastle United Roy Hodgson przyznał, że Wilfred Zaha jest dla Crystal Palace bardzo ważnym zawodnikiem, lecz drużyna nie może polegać wyłącznie na nim. Niezależnie od tego, co Anglik chciał osiągnąć wygłaszając te słowa – zmotywować pozostałych piłkarzy lub przekierować presję – nie udało się. Orły uległy Srokom. Zamiast udowodnić, że są niezależne od zmagającego się z koronawirusem Iworyjczyka, znów pokazały, jak wiele mu zawdzięczają. Znów, wszak spośród ostatnich 16 spotkań ligowych, w których 28-latek nie mógł wystąpić, londyńczycy wygrali zaledwie 2. Hodgson powinien trzymać kciuki za to, by lider prowadzonego przezeń zespołu czym prędzej wrócił na boisko.
Juergen Klopp kontra reszta świata.
Liverpool niespodziewanie zremisował z Brighton. Po ostatnim gwizdku arbitra można było odnieść wrażenie, iż wszystkie złe moce tego świata zjednoczyły się przeciwko The Reds. I że Juergen Klopp też doszedł do podobnego wniosku.
O ile Niemiec odpuścił sobie dłuższe wywody na temat minimalnych ofsajdów, przez które mistrzowie kraju nie mogli cieszyć się z dwóch goli, oraz kontrowersyjnej decyzji sędziego o przyznaniu Mewom rzutu karnego, o tyle nie omieszkał zaatakować nadawców telewizyjnych i szkoleniowców pozostałych klubów Premier League. BT Sport znów oberwało za karygodny zdaniem Kloppa dobór pór meczowych, przez który ekipa z Anfield miała bardzo mało czasu na regenerację. Trenerzy – a w szczególności Chris Wilder – za optowanie przeciw możliwości dokonywania pięciu zmian. Krucjata byłego opiekuna Borussii Dortmund trwa. Zważając na wciąż wydłużającą się listę kontuzji, trudno mu się dziwić.
Bezpośredni Manchester City, to groźny Manchester City.
W starciu z Burnley gracze The Citizens zdobyli tyle samo bramek, ile w sześciu poprzednich kolejkach razem wziętych. Pięć. Ich poczynania cechowały dawno niewidziane szybkość, zdecydowanie, skuteczność i bezpośredniość. Starczy napisać, że podopieczni Pepa Guardioli strzelali gola średnio co 67 wymienionych na połowie rywala podań. We wcześniejszych spotkaniach tego sezonu potrzebowali aż 304 takich passów, by przechytrzyć defensywę przeciwnika. Czas pokaże, czy występ przeciwko The Clarets był oznaką postępu, czy może jednorazowym wyskokiem.
Wynik wreszcie pozytywny, precyzja nadal do poprawy.
Oto najkrótsze, acz celne podsumowanie meczu Evertonu z Leeds United z perspektywy drużyny Marcelo Bielsy. Po trzech kolejnych potyczkach bez zwycięstwa Pawie w końcu sięgnęły po trzy punkty. Beniaminek mógł wygrać znacznie wyżej, lecz skuteczność ofensywy wciąż daleka jest od optymalnej. Tylko 1 z 25 strzałów jego piłkarzy znalazł drogę do siatki. Kapitalne zawody rozegrał Mateusz Klich, który zasłużył na zanotowanie przynajmniej jednej asysty. Złotego gola zdobył Raphinha, który został 35. Brazylijczykiem w historii angielskiej ekstraklasy, który trafił do bramki po uderzeniu zza pola karnego.
Fatum Jana Bednarka trwa.
Obrońca Reprezentacji Polski otworzył wynik starcia Southampton z Manchesterem United. Chwilę później media społecznościowe zalała fala nie tylko gratulacji, ale też przypomnień o tym, że poprzednim dwóm golom byłego defensora Lecha Poznań na poziomie Premier League towarzyszyły porażki Świętych 2:3. Najpierw z Chelsea, potem z Wolverhampton. Niestety dla Bednarka, w rywalizacji z Czerwonymi Diabłami nie było inaczej. „Polskie” trafienia cieszą ludzi nad Wisłą. Tych znad rzeki Test niekoniecznie.
Pora na zmianę roli Edinsona Cavaniego.
Jeśli chodzi o zmagania ligowe, Edinson Cavani dotąd nie wybiegł na murawę w pierwszym składzie Manchesteru United. Taki stan rzeczy nie powinien się jednak utrzymać długo. Choć Urugwajczyk świetnie sprawdza się w roli super-rezerwowego – w spotkaniu z Evertonem strzelił gola, w meczu z Southampton zdobył dwie bramki, zaliczył asystę i poprowadził kolegów do triumfu – zespół z Old Trafford potrzebuje jego boiskowej obecności w możliwie jak największym wymiarze czasowym.
– Ma wszystkie atrybuty typowe dla napastnika najwyższej klasy – mówi o swoim podopiecznym Ole Gunnar Solskjaer. – Może okazać się ogromnym wzmocnieniem drużyny – chwali Roy Keane. Szkoda dłużej oszczędzać personę z takimi referencjami.
Być szczęśliwym z bycia nieszczęśliwym.
Derby Londynu na Stamford Bridge były takie, jak można się było spodziewać. Chelsea dłużej utrzymywała się przy piłce, po jej stronie była inicjatywa. Tottenham skupił się na bronieniu dostępu do własnej bramki i niwelowaniu atutów rywala. Bezbramkowy remis nie zadowolił w pełni żadnej ze stron. Co innego reakcja na owy kompromis.
– Jedyny pozytyw, jaki płynie z tego meczu, to fakt, że zazwyczaj remis tutaj [na Stamford Bridge – przyp. MS] jest dobrym wynikiem, a utrzymanie się na szczycie tabeli to również pozytywna informacja, ale moja szatnia nie jest szczęśliwa. Najlepsze, co wyciągam z tego spotkania, to to, że nie jesteśmy szczęśliwi – przyznał po ostatnim gwizdku sędziego Jose Mourinho. Portugalczyk dodał jeszcze, że jego drużyna nie jest jednym z koni biorących udział w wyścigu, którego stawką jest tytuł mistrzowski, a tylko kucykiem.
Od koszmaru do spełnienia.
Rywalizacja Arsenalu z Wolverhampton zaczęła się od poważnego, koszmarnego w wyglądzie i skutkach urazu Raula Jimeneza. Meksykanin zderzył się głowami z Davidem Luizem, stracił przytomność i prosto z murawy trafił do szpitala. Okazało się, iż doznał pęknięcia czaszki.
Wilki nie podłamały się jednak owym incydentem. Wprost przeciwnie, zrobiły wszystko, by odnieść zwycięstwo. Między innymi dla Jimeneza. – Fantastyczna, jestem dumny. Drużyna pokazała serce, prawdziwa wiarę. To, jak biegała i pracowała, było miłe do oglądania – powiedział po spotkaniu Nuno Espirito Santo, zapytany o reakcję jego podopiecznych na wydarzenia z początku meczu. Wolverhampton wygrało z Arsenalem na wyjeździe po raz pierwszy od 1979 roku.
Lisy złapały zadyszkę.
Leicester City nie odniosło triumfu w żadnym z poprzednich trzech spotkań. O ile porażkę z Liverpoolem i remis z Bragą dało się stosunkowo łatwo wytłumaczyć, o tyle przegrana z Fulham była trudna do przyjęcia. Niewykluczone, że marazm piłkarzy Brendana Rodgersa jest spowodowany niezwykle napiętym terminarzem. W końcu ekipa z King Power Stadium rywalizuje na podwórku nie tylko krajowym, ale i międzynarodowym, a przetrzebiona urazami kadra nie daje szczególnie dużego pola manewru w kwestii rotacji. Łatwiej na razie nie będzie. Lisy muszą zacisnąć zęby i przeć do przodu.
Mocny początek to podstawa.
W potyczce z Aston Villą gracze West Hamu zdobywali bramki w pierwszych dwóch minutach każdej z połów. Taka sztuka nie udała się żadnej drużynie Premier League od ponad dwóch lat. Młotom zapewniła natomiast trzecie kolejne zwycięstwo i awans na piąte miejsce w tabeli. Konia z rzędem temu, kto przewidział, iż po dziesięciu kolejkach londyńczycy będą tak wysoko. I to pomimo arcytrudnego zestawu rywali. Gromkie brawa dla Davida Moyesa.
***
10. Kolejka
27 Listopada: Crystal Palace – Newcastle 0:2 (Wilson 88, Joelinton 90);
28 Listopada: Brighton – Liverpool 1:1 (Gross 90+3 – Jota 60), M. City – Burnley 5:0 (Mahrez 6, 22 i 69, Mendy 41, Torres 66), Everton – Leeds 0:1 (Raphinha 79), West Brom – Sheffield United 1:0 (Gallagher 13);
29 Listopada: Southampton – M. United 2:3 (Bednarek 23, Ward-Prowse 33 – Fernandes 60, Cavani 74 i 90+2), Chelsea – Tottenham 0:0, Arsenal – Wolves 1:2 (Gabriel 30 – Neto 27, Podence 42);
30 Listopada: Leicester – Fulham 1:2 (Barnes 86 – Lookman 30, Cavaleiro 38), West Ham – Aston Villa 2:1 (Ogbonna 2, Bowen 46 – Grealish 25).
Maciej Sarosiek